Hipokryzja

By ktoś mógł spać, ktoś inny musi czuwać. By ktoś miał dobrze, ktoś inny musi mieć źle. Wszelkie próby negacji tego zjawiska są skazane na porażkę.

Wyobraź sobie hipotetyczne, utopijne miasto żyjące w pomyślności. Jednak, by mogła ona trwać, musi zostać spełniony jeden warunek – w odosobnieniu musi być torturowane dziecko i nic nie można z tym zrobić. Czy bezkresne cierpienie jednej osoby jest tego warte? Odpowiesz, że nie. Ale godzisz się na taki stan każdego dnia swojego życia. Dlaczego zatem oszukujesz się, że ci to nie odpowiada?

Sam fakt twojej egzystencji w kraju pierwszego świata jest naznaczony bólem, cierpieniem, a często i śmiercią ludzi z krajów biednych, którzy muszą ciężko harować by wytwarzać półprodukty lub produkty na potrzeby ludzi bardziej zamożnych.

Gdy wojna toczy się za granicą twojego kraju obnosisz się z ochoczą pomocą dla tamtejszej ludności. Dlaczego oszukujesz się, że chodzi o dobro tych ludzi? Tu chodzi o twój interes. Nie chcesz, by wojna zapukała do twoich drzwi.

Każdego dnia na świecie toczy się wiele konfliktów, w których cierpi i ginie mnóstwo ludzi. Dlaczego nie pomagasz im tak samo ochoczo? Nie możesz żyć ze świadomością, jak wiele złego dzieje się obok. To dlaczego, gdy dzieje się to samo zło znacznie dalej, nie reagujesz? Życie ludzi z krajów trzeciego świata jest mniej warte niż życie sąsiadów? Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że kierujesz się obecnie panującą modą? Dlaczego nie nagłaśniasz problemów milionów ludzi daleko poza Twoim kontynentem? Dlaczego nie organizujesz zbiórek pieniędzy i żywności dla ludzi z wielu innych krajów ani w nich nie uczestniczysz, a skupiasz się na ludności z państwa, które z tobą sąsiaduje? Zawsze jest ktoś w potrzebie. Również wewnątrz twoich granic. Dlaczego nadmiernie wartościujesz potrzebę jednych ponad potrzebę drugich? Bo o tych drugich nie mówi się w telewizji? Bo na cierpieniu tych drugich żadna rodzima instytucja nie chce niskim kosztem ocieplić sobie wizerunku? Bo to niemodne? Bo trudniej sobie podleczyć sumienie nie widząc bezpośrednich efektów pomocy komuś? A być może flagi wielu krajów trzeciego świata nie mają takich fajnych kolorów? A może jest ich za dużo? A może w twoich ulubionych social mediach nie stworzono odpowiedniej nakładki na zdjęcie profilowe?

Tym hipotetycznym, utopijnym miastem jest Omelas z opowiadania Ci, którzy odchodzą z Omelas Ursuli K. Le Guin. Nie oszukuj się, że jesteś jedną z tych osób, które są w stanie odejść z tego miasta. Nawet jeśli całe swoje życie poświęcisz pomocy innym, to nigdy ci się to nie uda i aby odejść z Omelas potrzeba czegoś więcej, niż antynatalistyczny pogląd filozoficzny. Twoja egzystencja sama w sobie przyczynia się do czyjegoś trudu, czy cierpienia. Nieistotne, czy bezpośrednio, czy nie. Aby odejść z Omelas musiałbyś się zabić.

Jedynym usprawiedliwieniem dla każdego człowieka jest tutaj to, że to nie on decydował o tym, by na tym świecie się pojawić. Nie można zatem oczekiwać od niego, że weźmie na siebie ciężar złej decyzji jego rodziciela. Można zatem, a nawet trzeba, oczekiwać od każdego, że mając świadomość, w jakim mechanizmie funkcjonuje świat, nie będzie przykładał swojej ręki do tworzenia nowych bytów. Każdy rodziciel wydaje wyrok skazujący na swoje potomstwo i to jedynie w celu zaspokojenia swoich prymitywnych potrzeb. Dla własnej satysfakcji skazuje swoje dziecko na olbrzymi potencjał trudu i cierpienia i ostateczną, nieuniknioną śmierć, która jest tylko kwestią czasu. A bezmyślna premedytacja z jaką każdy rodzic wydaje ten nieunikniony wyrok na swoje potomstwo zasługuje najzwyczajniej w świecie na potępienie.